Wielki Post to czas, kiedy chętniej sięgamy po ryb i przetwory rybne. Zachęcają nas do tego także lekarze i specjaliści od żywienia, którzy zgodnie twierdzą, że Polacy ciągle jedzą zdecydowanie za mało ryb. Niestety, wyniki niedawnej kontroli Głównej Inspekcji Handlowej wykazały, że wprawdzie ani ryb, ani ich przetworów na naszym rynku nie brakuje, jednak ich jakość ciągle jeszcze pozostawia wiele do życzenia.
Główne zarzuty GIH dotyczyły jakości i nieprawidłowego oznakowania sprzedawanych ryb i przetworów rybnych.
Wiele obecnie sprzedawanych ryb jest glazurowanych czyli pokrytych warstwą chroniącego (na przykład przed wysychaniem) lodu. Warstwa ta powinna wynosić ok. 10%, a bardzo często jest znacznie grubsza. W rezultacie konsumenci płacą więc nie tylko za rybę, ale i zamrożoną na niej wodę, a po rozmrożeniu z kupionego kilograma ryby „robi” się na przykład 70 dag…
Spośród dostępnych na rynku przetworów rybnych najsurowiej oceniono sardynki konserwowane. Kontrolerzy zakwestionowali ponad połowę zbadanych próbek, zarzucając im m.in. obecność dużych ilości skrzepów krwi, przebarwienia powierzchni, niewłaściwy smak i zapach ryby oraz sosu, wyczuwalną goryczkę i niejednolitą barwę mięsa. W innych przetworach rybnych bardzo często stwierdzano mniejszą od deklarowanej masę mięsa ryb, a także fakt, że ryby były nie oprawione (lub oprawione niedokładnie), z głowami, oczami itd.
Kontrola GIH wykazała również, że niektórzy producenci celowo wprowadzają konsumentów w błąd. Ujawniono na przykład przypadek sprzedaży przetworów pod nazwą „Dorsz w galarecie” i „Dorsz po grecku”, podczas gdy tak naprawdę w opakowaniu znajdował się czarniak. Podobnie było z mrożonymi filetami – podobno z dorsza, a tak naprawdę z czarniaka, pałaszem, który występował jako „węgorz morski” oraz paluszkami krabowymi zawierającymi jedynie ekstrakt z kraba.